Obserwatorzy

poniedziałek, 28 lipca 2014

Celinka

No i mamy nowego domownika.Zaliczyliśmy wyjazd do Bydgoszczy i okazało się,że z naszym kociaczkiem aż tak źle nie jest.Prawdopodobnie ktoś nim rzucił,albo go kopnął i ma uszkodzoną miednicę,ale przy tak małym kociaku wszystko powinno wrócić do normy.Raczej całkowicie sprawna już nie będzie,ale z poruszaniem się nie powinna mieć problemów.Potrzebna mu jednak będzie rehabilitacja.To znaczy przede wszystkim rozruszanie łapek.Jedna z nich ma uszkodzone ścięgno i dla tego jest taka sztywna.Trzeba ją zginać systematycznie w każdym stawie coraz mocniej żeby ścięgno wyciągnęło się  na tyle,aby nóżka znowu mogła się normalnie układać.W drugiej wystąpił już zanik mięśni więc też trzeba ją masować i rozruszać,ale przy takiej wiercipięcie to naprawdę niesamowity wyczyn. W każdym razie Celinka bo tak ją nazwaliśmy okazała się kotką 4-5 tygodniową.Nabrała już sił więc śmiga po domu szczególnie po parkiecie bo ma lepszy poślizg.Wszędzie jej pełno.Zrobiliśmy jej kojec,ale już niestety nauczyła się z niego wychodzić.Ma tak silne przednie łapki,że wspina się bez problemu i z góry pac na podłogę i w nogi.Na noc trzeba ja wkładać do kartonika bo nie wiadomo gdzie by się zamelinowała.Muszę przyznać,że jest strasznie odważna bo nie boi się ani psów,ani gęsi i idzie do nich chyba z ciekawości co to za stwory .Przez co psom niestety dostało już się małe  lanie bo miały ochotę małą capnąć,ale teraz już chyba zajarzyły,że nie wolno.Oprócz tego malutka jest strasznie zapchlona.Nigdy nie widziałam tylu pcheł na kocie i przy okazji ja też doświadczyłam kilka na sobie.Oczywiście trzeba małą jakby to powiedzieć odepchlić,odrobaczyć i zaszczepić.W każdym razie wychodzimy na prostą.


piątek, 18 lipca 2014

Na stacji CPN

Dawno nic nie pisałam bo każdy dzień podobny do drugiego,a poza tym słaba ze mnie pisarka.Teraz jednak mnie przydusiło.3 dni temu gdy syn wracał późnym wieczorem do domu wjechał na  CPN.W sumie nawet nie musiał,ale mówił,że jak już przejeżdżał to wjechał i zalał do pełna.Gdy wracał do samochodu usłyszał ciche miauczenie dochodzące z pod samochodu.Zajrzał pod spód,a tam mały kociak.Kiedy go wyciągnął okazało się,że maluch ma całkowicie bezwładne tylne łapki.Pani,która pracowała na stacji powiedział,że widzi go już tu trzeci dzień jak czołga się między samochodami i od czasu do czasu żuci mu kawałek kiełbaski.Normalnie powaliła mnie taka szczodrość.Aż dziw bierze,że go tam nikt nie rozjechał.
Ja tylko dostałam około 23godziny telefon
-Mamo szykuj kartonik wiozę Ci kociaka...nie mogłem go tam zostawić.
Maluch był brudny,głodny i aż strach powiedzieć muchy już na nim zaczęły znosić robaki.
Ludzie są jednak okrutni.Myślą,że jak rzucą kawałek kiełbasy to już wszystko jest załatwione.
Maluszek ma prawdopodobnie uszkodzony kręgosłup...zobaczymy co będzie dalej
W każdym razie zaliczyliśmy już wizytę u naszego weta.Nawiasem mówiąc uważającego się za super lekarza.Według mnie to przemądrzały dziad i tyle.Jego diagnoza to ...
-Najlepiej Uśpić
wyszłam...
Maluszek ma w sobie tyle życia i energii.Strasznie cieszy się jak ktoś weźmie go na ręce i z nim się bawi.Przytula się i słodko mruczy.
Czy to przypadek czy on czekał na nas bo jednak przeżył między tymi samochodami te ileś tam dni.Podobno to kot wybiera sobie właściciela.Pojedziemy do Bydgoszczy może tamtejsi lekarze nam pomogą.


niedziela, 6 lipca 2014

Jakoś tak od dłuższego czasu nie mogłam zabrać się za  pisanie.Zresztą  prawie wcale nie siadam do komputera.Jakoś najprostrzego tekstu nie udaje mi się sklecić.Powietrze na dworzu jest tak ciężkie,że myśleć się nie chce,a co dopiero pisać.Nie pamiętam kiedy u mnie spadł solidny deszcz.Takie tam byle jakie kapanie to i owszem,ale konkretnego deszczu nie było.We wsi 3km.ode mnie lało jak z cebra,a u mnie spadło kilka kropli.Na warzywniku wszystko zaczyna wyglądać tragicznie,a trawę przestałam już całkiem kosić co by pierzaste miały sie czym posilić.A pierzaste przyrastają,a żeby nie było za wesoło to pozbyłam sie trzech gąsek.Najpierw jedną podziobały mi koguty.Pojęcia nie mam dlaczego.Musiałam wyjechać i zamknęłam je razem z kurami gdy wieczorem wruciłam miała ze skrzydeł wydziubane prawie wszystkie pióra.Straszny to był widok,a dwa dni później robotę dokończył lis tylko,że jeszcze zabrał ze sobą dwie dodatkowe sztuki.
Najlepiej czuję się rano gdy wszyscy jeszcze śpią,powietrze jest chłodne,ja biorę sobie kawusię ,wypuszczam na dwór pierzaste stwory i piję kawkę w alanie.Cisza, spokój i tylko koguty odprawiają codzienną naukę piania,a wychodzi im to coraz lepiej.
Gąski biegaja po łączce jak szalone no i Najlepszy stwierdził ,że mamy wołać na nie Pelasie bo tak wołała jego babcia .No to wołamy.Trzeba przyznać,że reagują i potrafia biegiem przytuptać jak sie je woła tym bardziej,że zawsze przy tej okazji dostaną płatki kukurydziane,za którymi wprost przepadają.
Fotka jest już nieaktualna  bo teraz gaski sporo większe no i niestety jest ich mniej.
Moja ulubienica jeszcze niedawno
A dzisiaj wygląda tak.
Piesiole też miały dylematy capnąć w kuper czy lepiej dać spokój.
Dzisiaj już się nie odważą bo same moga zostać dziabnięte.
No i nasz zawsze z wszystkiego zadowolony piesiol pod warunkiem,że właśnie o coś nie bije się z siostrą,ale jak się bije to do akcji wkracza mama i robi porządek.
W końcu dyscyplina musi być.Dzisiaj niebo znowu bez chmurek jeszcze wcześnie ,a na dworzu robi się gorąco.We wsi zaczęły sie już żniwa bo w sobotę widziałam pierwsze kombajny na polach.Można by powiedzieć ,że teraz słonko potrzebne,ale tak mogło by być jak na moje ciut chłodniej bo ja przy takiej temperaturze wysiadam.Pozdrawiam wszystkich i życze Wam pogody każdemy podług życzeń no i miłych wakacji.