Obserwatorzy

czwartek, 13 listopada 2014

Kreatywni

Dzisiaj post jak to się mówi całkiem z innej beczki.

Od pewnego czasu na blogach obserwuję zabawę .Jest to łańcuszek i dziewczyny wybierają z pośród siebie kreatywne blogi.Tworzą kobitki niesamowite rzeczy.Trzeba przyznać,że przy niektórych dech zapiera i zastanawiam się kiedy one znajdują na to czas.Tak oglądając te cuda zastanawiałam się gdzie ja z tymi moimi mazgajami i przynudzaniem na blogu.Wszak mistrz decu za mnie żaden,a pisarka to pożal się Boże.Wszak życie codzienne takie jak u każdego,a do tego jeszcze ostatnio na pierzaste mnie naszło ,a ja tu w blogowy świat się pcham i człowiek jakoś tak można by powiedzieć powstydził się tej swojej bazgraniny i pisania o niczym.
Dopiero dzisiaj jak zwykle co jakiś czas weszłam na bloga Olgi,która też wzięła udział w tej zabawie.Jakże różnił się jej post od innych .Wzruszył mnie i ścisnął za gardło,wszedł gdzieś głęboko i można by powiedzieć zobaczyłam gdzieś tam samą siebie.Poczułam się kimś ważnym i kimś kto w życiu codziennym robi wiele każdego dnia.Zmienia swoje otoczenie ,upiększa ogród i dom jak tylko może i stwarza w tym domu tyle ciepła ,aby starczyło go dla wszystkich.Więc jednak nie jestem taka nijaka jak myślałam.Kiedyś jedna z moich koleżanek oglądając blogi napisała do mnie ,że mamy strasznie fajnie bo mamy tu bardzo wesoło.Strasznie zazdrości nam wymianek i innych tego typu zabaw,a ona niestety nie ma co pokazać na blogu bo nic nie tworzy więc go nie zakłada.A przecież tak wspaniała z niej kobieta wrażliwa,szczera,pracowita.Każdą wolną chwlę spędza w swoim ogrodzie,który zmienia się i co roku jest piękniejszy.Chciała bym,abyście zajrzały do Olgi i przeczytały tego posta bo naprawdę warto.a ja ze swej strony pragnę podziękować wszystkim tu zaglądającym .

poniedziałek, 27 października 2014

Przy herbatce

W końcu mam trochę czasu no i chęci na pisanie.W filiżance parzy się jabłkowo cynamonowa herbata,a ja mogę wyskrobać co nie co.Na dworzu zimnisko okrutne chociaż muszę przyznać,że dzionek był ładny,ale noce jednak już na minusie.Ogród już ogołocony całkowicie bo liście opadły z wszystkiego więc smutaśno.Gęsi spacerują sobie między tymi golasami i pewnie marzną im stopy.No i właśnie z nimi mam problem bo przyszedł czas na ich zabijanie no i nie mogę się za to zabrać.Fakt,że Najlepszy mnie wyręczy,a ja będę skubała,ale jednak jakoś trudno.Kurkom natomiast zimno jak na razie nie przeszkadza.Prześcigają się w noszeniu jajek.Jak na razie ich dzienny rekord to 18 szt.,a kurek jest 21.Tak mniej więcej zawsze jest między 11-15 jaj.Kurki jakoś nie polubiły zrobionego przez nas miejsca do znoszenia jaj.Obserwując ich zwyczaje stwierdziłam,że lubią znosić jajka na ziemi .Wygrzebałam w szopce stare wiklinowe koszyki do kwiatów i okazało się ,że trafiłam w dziesiątkę.


Jajek mamy sporo nawet udało mi się troszkę sprzedać.Tak więc mam małe źródło dochodu.Za jajkowe zakupiłam zaraz sobie papiery do decu i co nieco innych pierdułek.Wszak dwie wymianki mikołajkowe przede mną.Zaczyna się powolutku robótkowe świąteczne szaleństwo,a to lubię najbardziej.
Jak na razie zrobiłam jeszcze kilka zakładek.Zdjęcia są nie wyraźnie bo są już zapakowane w celofan.

Z tych kwiatowych nie jestem zadowolona.Miały wyjść całkiem inaczej,ale najważniejsze,że nowej właścicielce się podobają.
W ogrodzie tylko ognik wygląda ładnie
No i oczywiście piesiol jak zwykle przy robieniu zdjęć  musi mieć strzeloną fotkę.Pozdrawiam wszystkich i do następnego....

wtorek, 14 października 2014

Bajgle

Miało być całkiem o czym innym,ale zafascynował mnie przepis na bajgle.Podobno takie pyszne i puszyste,a mnie jak na coś najdzie to muszę zrobić to zaraz.Strasznie byłam ciekawa co mi z tego wszystkiego wyjdzie.Wertowałam najpierw najróżniejsze przepisy w internecie i w końcu wybrałam taki na który miałam wszystkie składniki pod ręką.Nic to ,że przydało by się zgubić parę kilo jak człowieka najdzie to się robi kulkę w kulce dziurkę ,ciut pokręci i mamy pięknego bajgla.Mam nadzieję,że tak mniej więcej powinno się odmieniać .Moje wszak idealne nie wyszły bo paluchy chyba do tego nie stworzone,ale wszak smak najważniejszy.Po ukulaniu i wyrośnięciu poszły do gara z wodą i miodem.
Po ugotowaniu i odsączeniu mała dekoracja i do piekarnika.
A na koniec  cieplusi do rączki i tylko miodzik do tego ,kawusia i wcinać.
Pojedliśmy sobie i muszę stwierdzić,że najlepsze są na ciepło.

A tak z innej beczki to niestety muszę likwidować moje koguty bo za bardzo męczą mi kurki,a do tego strasznie zaczynają się bić.Zostawię z dwa,a reszta pójdzie na rosół.W związku z tym chciałam Wam pokazać jak różni się kurczak hodowany na zbożu i warzywkach,trawce od takiego ze sklepu.Sam kolor mówi za siebie,a smak rosoły jest wyborny.
Fakt robota przy tym nieprzyjemna,ale w końcu ktoś i tak to zrobić musi.
Pozdrawiam serdecznie i życzę przyjemnie spędzonych dni.

czwartek, 9 października 2014

Biorę pędzle do ręki

Wieczory robią się coraz dłuższe więc i czasu coraz więcej.Pomimo zmian,które zaszły w moim życiu w tym roku przyszedł czas na odkurzenie moich robótkowych dupereształków .
Gdy zakładałam bloga miał on być typowo robótkowy,a tu pojawiły się kury i inne sierściuchowate stwory.Bardzo ożywiły moje podwórko.Teraz codziennie mogę zbierać świeżutkie jajka od zielononóżek i rano słuchać piania kogutów.W ogrodzie dosadziłam kilka krzewów,a kilka wrąbały mi gęsi tak,że stan  jednak wychodzi na plus.Psy ostatnio znowu złapały mi koguta,który chciał zażyć wolności i wyfrunął z ogrodzenia.Niestety zanim się zorientowałam została po nim tylko zielona noga.Dwa tygodnie temu byłam też na festynie na zakończenie lata.Było całkiem ciekawie.Ogólnie jeżeli chodzi o roślinki to były tanie natomiast jedzonko....to dopiero miało ceny.Wszystko ekologiczne i regionalne.Kilogram okrasy z gęsi kosztował 100 zł..Bochenek chleba na zakwasie 20zł.Tak,że kupiłam sobie 10dag okrasy z gęsi na posmakę.co by wiedzieć jak swoja doprawić i pojadłam zupki dyniowej.Naoglądałam się różnościowych cudeniek,kupiłam 4 krzaczorki i wróciłam do domu. Lato jednak odeszło  co już dobrze widać.
Kolory sumaka w tym roku są bajeczne.
Wasyl na porannym spacerku
Celinka też nam urosła i broi ile wlezie.Łapki ma jednak sztywne,ale z chodzeniem radzi sobie całkiem nieźle.
A ja w końcu chwyciłam za pędzle i zrobiłam kilka serduszek,a to wszystko dzięki koleżance,która je u mnie zamówiła.Teraz mam nadzieję już poleci z górki.Zapisałam się na wymiankę mikołajkową u Edyty więc tylko szukać pomysłów i czasu na tworzenie.



Mam nadzieję,że nie wyszłam z wprawy.Pozdrawiam serdecznie ciepełka i słonka wszystkim życząc na następne dni.

czwartek, 18 września 2014

Dzień mam za krótki

Nie ma mnie na blogu bo cały czas siedzę w ogrodzie.Porządkuję ten cały bałagan,który nazbierał się przez to całe lato.Psy trzeba przyznać zrobiły mi totalną demolkę.Nawet nie macie pojęcia ile zmieniło się u mnie przez ten rok.Na wypielęgnowanych kiedyś rabatkach rosną chwasty z pomiędzy podeptanych kwiatów widać głowy gęsi,a czasami pies przebiegnie z jakimś badylem w pysku.Ostatnio wykopały mi hortensję i pogryzły w drobny mak .Same nieszczęścia.Do tego pękła rura od wodociągu akurat na mojej posesji i musieliśmy rozbierać płot no i panowie wyrwali mi drzewka bo rosły akurat tam gdzie musieli kopać.Ogarniam to wszystko powolutku i staram się dojść do ładu.Ogólnie jest fajnie tylko ogrodu mi żal bo zawsze byłam z niego dumna,a tych kilka stworów doprowadza go do ruiny.
W każdym razie mamy już pierwsze oznaki jesieni.
Sumak powolutku zaczyna robić się kolorowy.
Ponownie zakwitła ostróżka
A gęsi zawsze przy mnie.
Kurki natomiast popisują się niesieniem coraz większej ilości jajek.Tylko cały szkopuł w tym ,że nie tam gdzie powinny.Miejsca są różne różniste.Od dziury wydrapanej w ziemi po nieczynną studzienkę kanalizacyjną ,stary karton znaleziony po drodze itp.Tak,że wszystko co maja w zasięgu wzroku i gdzie mogą przycupnąć muszę obejść bo miejsce wiadome do jajkowania coś im nie pasuje.Wolą iść na żywioł.
Trawę u siebie wydrapały już doszczętnie więc codziennie wrzucam im 3 kosze i wszystko znika.Za to jajek codziennie mam tyle,że już chyba przestane kupować.
To jest zbiór z dwóch dni.Fakt ,że jajucha są o wiele mniejsze niż od zwykłych kur,ale za to smak super.
No,a na koniec akcent można by powiedzieć ...moje jesienne zbiory.Cały wóz dyni zebrałam.Nawet nie pochwalę się ile zasiałam .W każdym razie ta pomarańczowa to dynia olbrzymka tak na opakowaniu pisało hmm.....no cóż susza była.
Pozdrówka zasyłam.

niedziela, 31 sierpnia 2014

Deszczowe popołudnie

Nawet siedząc i nudząc się straszliwie nie mam motywacji na pisanie.Ot wyobraźnia nie pracuje i nieciekawy tekst wychodzi.Czytając inne blogi stwierdzam,że moja pisanina jest na poziomie tak delikatnie mówiąc marnym.Ot taka codzienna paplanina.Żadnych górnolotnych myśli ,które prowokowały by jakieś dyskusje,a tym bardziej pięknych opisów przyrody,albo  ciekawie i barwnie opisanych wydarzeń w moim otoczeniu.Ot codzienna bieganina bo praktycznie każdy dzień niewiele różni się od drugiego.W tym roku jedyne co się zmieniło to doszły mi stworzenia pierzaste,o których w zeszłym roku nawet nie myślałam,2 psy i znajdek kocio.Dzięki tym zmianom mam zdemolowany ogród,delikatnie mówiąc zasrany przez gęsi,rozkopany przez psy,ale można powiedzieć,że i wesołości te zwierzaki człowiekowi też przysparzają.Z gęsiami to chyba w przyszłym roku dam sobie już spokój bo Najlepszy już na te się z siekierką szykuje bo już znieść bałaganu nie może,a psy mam nadzieję,że do przyszłego roku zmądrzeją i już nie będą demolowały mi rabatek.W tym roku u mnie susza więc marne wszystko i takiego masakrycznego obejścia jeszcze nie miałam.
Najważniejsze,że ogólnie jest nam fajnie i cieszymy się życiem chociaż komu innemu może ono wydać się nudne..
U nas istnieje przyjaźń kocio psia pomimo tego,że psy nie cierpią innych kotów to jednego lubią,a nawet pilnują.A psy to już łobuzy.
Pilnują bramy zawsze dwa
Albo w trójkę.Listonosz stwierdził,że ten łaciaty pewnie najgroźniejszy.
W ciągu dnia jest czas zabawy
A po objedzie czas wypoczynku
I wygrzewania się na słonku.
I tak to nam dni mijają.

środa, 27 sierpnia 2014

Jesienny czas

W końcu zabrałam się za pisanie.W między czasie wyskrobałam już 2 posty,ale po przeczytaniu stwierdziłam,że są praktycznie bez ładu i składu.Dni tak szybko mi mijają  i to chyba mnie najbardziej przeraża .W ogóle ostatnio jestem jakaś zdołowana .Zwalam winę na tą dziwną pogodę,ale nie wiem czy to właściwa przyczyna.Podobno wszędzie dookoła pada,a u mnie sucho.Kwiaty mam marne w tym roku,a o warzywach to już nie wspomnę.Dobrze,że chociaż zwierzaki czują się dobrze .Piesiole rosną jak na drożdżach i broją ile wlezie.Gryzą co się da i wynoszą wszystko co im wpadnie w pyski.Jeszcze nie dawno musiałam pilnować żeby któryś z nich nie zrobił krzywdy gęsiom,a teraz bywa różnie .Niekiedy jest wrzask  i widzę psa goniącego gęś .Następnym razem pisk i uciekającego psa,którego goni stadko gęsi.Tak,że można powiedzieć jakaś równowaga w przyrodzie istnieje.
Piesiol tylko jeden za pozował do fotki bo drugi już pogonił za gęsiami
Moje zielononóżki też urosły ,ale jak na razie nie obdarzyły mnie jeszcze jajkami.Na razie cierpliwie wszyscy czekamy .Może już nie długo będziemy mogli się cieszyć smakiem tych pysznych jajeczek.Jak na razie kurki myślą tylko o jedzeniu i bieganiu .Niestety dwie wyskoczyły poza ogrodzenie i dokonały żywota w paszczak piesiolów.No i nie obyło się bez lania,ale i tak widzę ,że sierściuchy czatują przy ogrodzeniu i tylko wypatrują zdobyczy.

Pozdrawiam wszystkich i życzę Wam pogody jaką każdy sobie zamarzy .Oczywiście do następnego napisania...oby mi się zebrało bo ostatnio strasznie opornie mi to idzie.

poniedziałek, 28 lipca 2014

Celinka

No i mamy nowego domownika.Zaliczyliśmy wyjazd do Bydgoszczy i okazało się,że z naszym kociaczkiem aż tak źle nie jest.Prawdopodobnie ktoś nim rzucił,albo go kopnął i ma uszkodzoną miednicę,ale przy tak małym kociaku wszystko powinno wrócić do normy.Raczej całkowicie sprawna już nie będzie,ale z poruszaniem się nie powinna mieć problemów.Potrzebna mu jednak będzie rehabilitacja.To znaczy przede wszystkim rozruszanie łapek.Jedna z nich ma uszkodzone ścięgno i dla tego jest taka sztywna.Trzeba ją zginać systematycznie w każdym stawie coraz mocniej żeby ścięgno wyciągnęło się  na tyle,aby nóżka znowu mogła się normalnie układać.W drugiej wystąpił już zanik mięśni więc też trzeba ją masować i rozruszać,ale przy takiej wiercipięcie to naprawdę niesamowity wyczyn. W każdym razie Celinka bo tak ją nazwaliśmy okazała się kotką 4-5 tygodniową.Nabrała już sił więc śmiga po domu szczególnie po parkiecie bo ma lepszy poślizg.Wszędzie jej pełno.Zrobiliśmy jej kojec,ale już niestety nauczyła się z niego wychodzić.Ma tak silne przednie łapki,że wspina się bez problemu i z góry pac na podłogę i w nogi.Na noc trzeba ja wkładać do kartonika bo nie wiadomo gdzie by się zamelinowała.Muszę przyznać,że jest strasznie odważna bo nie boi się ani psów,ani gęsi i idzie do nich chyba z ciekawości co to za stwory .Przez co psom niestety dostało już się małe  lanie bo miały ochotę małą capnąć,ale teraz już chyba zajarzyły,że nie wolno.Oprócz tego malutka jest strasznie zapchlona.Nigdy nie widziałam tylu pcheł na kocie i przy okazji ja też doświadczyłam kilka na sobie.Oczywiście trzeba małą jakby to powiedzieć odepchlić,odrobaczyć i zaszczepić.W każdym razie wychodzimy na prostą.


piątek, 18 lipca 2014

Na stacji CPN

Dawno nic nie pisałam bo każdy dzień podobny do drugiego,a poza tym słaba ze mnie pisarka.Teraz jednak mnie przydusiło.3 dni temu gdy syn wracał późnym wieczorem do domu wjechał na  CPN.W sumie nawet nie musiał,ale mówił,że jak już przejeżdżał to wjechał i zalał do pełna.Gdy wracał do samochodu usłyszał ciche miauczenie dochodzące z pod samochodu.Zajrzał pod spód,a tam mały kociak.Kiedy go wyciągnął okazało się,że maluch ma całkowicie bezwładne tylne łapki.Pani,która pracowała na stacji powiedział,że widzi go już tu trzeci dzień jak czołga się między samochodami i od czasu do czasu żuci mu kawałek kiełbaski.Normalnie powaliła mnie taka szczodrość.Aż dziw bierze,że go tam nikt nie rozjechał.
Ja tylko dostałam około 23godziny telefon
-Mamo szykuj kartonik wiozę Ci kociaka...nie mogłem go tam zostawić.
Maluch był brudny,głodny i aż strach powiedzieć muchy już na nim zaczęły znosić robaki.
Ludzie są jednak okrutni.Myślą,że jak rzucą kawałek kiełbasy to już wszystko jest załatwione.
Maluszek ma prawdopodobnie uszkodzony kręgosłup...zobaczymy co będzie dalej
W każdym razie zaliczyliśmy już wizytę u naszego weta.Nawiasem mówiąc uważającego się za super lekarza.Według mnie to przemądrzały dziad i tyle.Jego diagnoza to ...
-Najlepiej Uśpić
wyszłam...
Maluszek ma w sobie tyle życia i energii.Strasznie cieszy się jak ktoś weźmie go na ręce i z nim się bawi.Przytula się i słodko mruczy.
Czy to przypadek czy on czekał na nas bo jednak przeżył między tymi samochodami te ileś tam dni.Podobno to kot wybiera sobie właściciela.Pojedziemy do Bydgoszczy może tamtejsi lekarze nam pomogą.


niedziela, 6 lipca 2014

Jakoś tak od dłuższego czasu nie mogłam zabrać się za  pisanie.Zresztą  prawie wcale nie siadam do komputera.Jakoś najprostrzego tekstu nie udaje mi się sklecić.Powietrze na dworzu jest tak ciężkie,że myśleć się nie chce,a co dopiero pisać.Nie pamiętam kiedy u mnie spadł solidny deszcz.Takie tam byle jakie kapanie to i owszem,ale konkretnego deszczu nie było.We wsi 3km.ode mnie lało jak z cebra,a u mnie spadło kilka kropli.Na warzywniku wszystko zaczyna wyglądać tragicznie,a trawę przestałam już całkiem kosić co by pierzaste miały sie czym posilić.A pierzaste przyrastają,a żeby nie było za wesoło to pozbyłam sie trzech gąsek.Najpierw jedną podziobały mi koguty.Pojęcia nie mam dlaczego.Musiałam wyjechać i zamknęłam je razem z kurami gdy wieczorem wruciłam miała ze skrzydeł wydziubane prawie wszystkie pióra.Straszny to był widok,a dwa dni później robotę dokończył lis tylko,że jeszcze zabrał ze sobą dwie dodatkowe sztuki.
Najlepiej czuję się rano gdy wszyscy jeszcze śpią,powietrze jest chłodne,ja biorę sobie kawusię ,wypuszczam na dwór pierzaste stwory i piję kawkę w alanie.Cisza, spokój i tylko koguty odprawiają codzienną naukę piania,a wychodzi im to coraz lepiej.
Gąski biegaja po łączce jak szalone no i Najlepszy stwierdził ,że mamy wołać na nie Pelasie bo tak wołała jego babcia .No to wołamy.Trzeba przyznać,że reagują i potrafia biegiem przytuptać jak sie je woła tym bardziej,że zawsze przy tej okazji dostaną płatki kukurydziane,za którymi wprost przepadają.
Fotka jest już nieaktualna  bo teraz gaski sporo większe no i niestety jest ich mniej.
Moja ulubienica jeszcze niedawno
A dzisiaj wygląda tak.
Piesiole też miały dylematy capnąć w kuper czy lepiej dać spokój.
Dzisiaj już się nie odważą bo same moga zostać dziabnięte.
No i nasz zawsze z wszystkiego zadowolony piesiol pod warunkiem,że właśnie o coś nie bije się z siostrą,ale jak się bije to do akcji wkracza mama i robi porządek.
W końcu dyscyplina musi być.Dzisiaj niebo znowu bez chmurek jeszcze wcześnie ,a na dworzu robi się gorąco.We wsi zaczęły sie już żniwa bo w sobotę widziałam pierwsze kombajny na polach.Można by powiedzieć ,że teraz słonko potrzebne,ale tak mogło by być jak na moje ciut chłodniej bo ja przy takiej temperaturze wysiadam.Pozdrawiam wszystkich i życze Wam pogody każdemy podług życzeń no i miłych wakacji.

czwartek, 12 czerwca 2014

Ostatnie dni były dla mnie masakryczne.Myśl,że następnego dnia będę musiała znowu z haczką lecieć na pole i walczyć z chwaściorami przyprawiała mnie normalnie o obrzydzenie.Za długo się to wszystko wlokło i za dużo zielska zdążyło wyrosnąć.Jak wieczorem zamykałam oczy nie widziałam nic tylko buraczane pole.Wczoraj jednak skończyłam.Tyrałam w największy upał,a jak mam koniec to się ochłodziło,ale mam nadzieję,że chociaż popada bo warzywnik dopomina się deszczu no i pielenia bo zapuściłam go  niestety przez tą polowa robotę.W końcu będę miała trochę więcej czasu na prace w ogrodzie no i na doprowadzenie chaty do porządku.

W obejściu pomimo mojego zajęcia wszystko żyje swoim życiem.Zielononóżki w końcu wyszły na dwór.Na początku ostrożnie ,ale ciekawość wzięła górę nad strachem.
Zbudowałam im mały wigwam żeby miały się gdzie schować.Założenie było takie,że mają siedzieć pod dachem one jednak doszły do wniosku ,że lepiej jest na dachu i dzisiaj dach już nie wygląda tak dobrze jak na zdjęciu.Trzeba go systematycznie naprawiać bo jest non stop kundlany.



Gąski też rosną i jak na razie żyją z kurkami w zgodzie tylko od czasu do czasu któryś z kogutów dziobnie którąś.Jeżeli chodzi o koguty to właśnie zaczynają piać.Brzmi to strasznie .Normalnie jak by ktoś kota dusił.Ciekawe kiedy im to minie.
No i na koniec ,żeby nie pominąć piesie.One też rosną i maja apetyt straszny.Mogły by jeść na okrągło i chyba wszystko co nadaje się do jedzenia.No i w końcu maja imiona.
Przedstawiam wyrośnięte panny Sabę i Sonię.
Pozdrawiam i życzę pogody jakiej kto sobie życzy.Ja czekam na deszcz i jak się da to jutro lecę ratować moje warzywa przed zarośnięciem.